W Archiwum II Wojny Światowej pod sygnaturą I. Z. Dok. II – 464 znajduje się dokument opatrzony krótką adnotacją: „Przechowywanie dziecka żydowskiego w polskiej rodzinie – Poznań”. Dokumentem tym są wspomnienia Janusza Przybysza, przekazane do Instytutu Zachodniego w czerwcu 1989 r.
Bezpośrednim powodem ich złożenia było wydanie przez IZ w tym samym roku powieści Andrzeja Szczypiorskiego Początek, „której – jak zaznaczył Przybysz w notce dołączonej do relacji – negatywny wydźwięk przy masowej popularności jest dla mnie nie do przyjęcia”. Odnosząc się do dzieła Szczypiorskiego podkreślił, iż jego rodzina nie wzbogaciła się dzięki ukrywaniu żydowskiego dziecka. Przypuszczać zatem należy, że jego sprzeciw wywołały zwłaszcza te fragmenty Początku, w których mowa jest o wydawaniu przez Polaków ukrywających się Żydów w ręce Gestapo i wzbogacaniu się na tym procederze. Zapewne za kontrowersyjne uznane zostały też inne opisy moralnie dwuznacznych postaw Polaków w okupowanej Warszawie.
Autor wspomnień, Janusz Przybysz, był prozaikiem, satyrykiem i dziennikarzem. Całe swoje życie związany był z Poznaniem. Urodził się w 1926 r., zmarł w 2001 r. Podczas okupacji pracował jako kilkunastoletni chłopak w prowianturze wojsk niemieckich w Poznaniu. Po zakończeniu wojny podjął naukę w liceum im. Marcinkowskiego, a następnie rozpoczął studia prawnicze na Uniwersytecie Poznańskim. Pracował w Banku Inwestycyjnym, a później w latach 1952-1978 w Zrzeszeniu Przemysłu Meblarskiego. W 1948 r. debiutował na łamach „Głosu Wielkopolskiego”. W latach siedemdziesiątych był redaktorem naczelnym „Tygodnia”, a następnie „Wprost”. W końcu związał się z „Gazetą Poznańską”. Wydał kilka książek, tematycznie nawiązujących głównie do okresu okupacji niemieckiej w Poznaniu. W roku 1972 w Wydawnictwie Poznańskim ukazała się jedna z jego głośniejszych powieści, zatytułowana Zapiski untermenscha.
Jej narratorem jest kilkunastoletni chłopiec, alter ego pisarza, który opowiada o codziennym życiu w Poznaniu w latach II wojny światowej. Jednym z wątków opowieści jest zaangażowanie i pomoc, której udzieliła jego rodzina pewnej żydowskiej dziewczynce. W rozdziale 26 chłopiec opisuje niespodziewaną wizytę, którą złożył w ich domu Żyd, pracujący na pobliskiej ulicy przy kopaniu rowów kanalizacyjnych. Dowiadujemy się, iż nazywa się on Halter i pochodzi z Izbicy Kujawskiej. Po wybuchu wojny trafił do jednego z obozów pracy przymusowej dla ludności żydowskiej w Poznaniu. Pod koniec opisywanego spotkania Halter zwraca się do rodziców głównego bohatera z niecodzienną prośbą – prosi o przechowanie jego córki Debory. W kolejnych rozdziałach autor relacjonuje przyjazd dziewczynki do Poznania i jej adaptację w nowej rodzinie. Warto przytoczyć tu krótki fragment powieści, w którym opisane jest przybycie dziecka:
„Nikt nie podejmuje tematu, wszyscy stają się nagle małomówni.
Odwijamy chustkę. Dziecko jest nijakie, ale spokojne. Tylko patrzy na nas, a my patrzymy na nie.– A więc, stało się – stwierdza ojciec.
– Ona pewnie jest głodna! – przypomina sobie matka.Przeglądamy walizkę. Niewiele tam, trochę bielizny, jakieś inne łaszki i koperta z fotografiami, na jednej Halter w swojej kurtce, którą już znam.
Mała nagle się ożywia:– Tate! – woła i pokazuje fotografię.
– No tak – mówi ojciec i nagle traci humor. Zaraz też wraca do „Völkischera” i właściwie znów jest jak było, chociaż już jest inaczej.– Tata – poprawia matka i rozbiera małą.
Potem siadamy do kolacji. Dziś jest kasza, na którą wszyscy w domu mają długie zęby. Patrzę na nowy nabytek spod oka, to mi zaczyna wyglądać na nową siostrę, jakoś nie mogę się oswoić z tą myślą”1.
Wątki poruszone przez Przybysza w powieści wydawały się tylko fikcją literacką. Jednak w świetle złożonych kilkanaście lat później w Instytucie Zachodnim zeznań można przyjąć z pewnymi zastrzeżeniami, że ten literacki motyw bazował na osobistym doświadczeniu pisarza oraz jego rodziny.
Spisane przez Przybysza i przekazane Instytutowi Zachodniemu wspomnienia liczą siedem stron. Zostały podzielone na pięć części. W pierwszej autor charakteryzuje swoją rodzinę. W drugiej podaje kilka informacji o dziecku i jego rodzicach. W najobszerniejszej trzeciej części opisuje okoliczności pobytu dziecka w jego rodzinie. Dalej podaje informacje wyjeździe dziewczynki. W ostatniej części zeznań wymienia nazwiska osób, które były poinformowane o fakcie ukrywania przez rodzinę dziecka.
Rodzina Przybyszów mieszkała w czasie wojny przy ul. Słonecznej w Poznaniu. Latem 1940 r., jak wynika ze wspomnień, żydowski pracownik przymusowy nazwiskiem Halter zwrócił się do Stefana i Marty Przybysz z prośbą o ukrycie i opiekę nad jego córką Deborą. Ci zgodzili się pomóc Halterowi. W chwili wybuchu wojny rodzice dziewczynki mieszkali w Izbicy Kujawskiej, gdzie posiadali prawdopodobnie tartak. W obawie przed niemieckimi represjami rodzice musieli ukryć dziecko. Zostało ono oddane prawdopodobnie innej rodzinie, mieszkającej w Izbicy lub jej okolicach. Sami natomiast zostali umieszczeni w getcie.
Matka dziewczynki, według relacji męża, zginęła w obozie zagłady w Chełmnie nad Nerem. Ojciec skierowany został do obozu pracy przymusowej dla Żydów w Poznaniu i pracował początkowo przy robotach drogowych. To właśnie wówczas udało mu się nawiązać kontakt z poznańską rodziną. Dziewczynka trafiła do niej zimą 1940 r. Nie jest jasne, w jaki sposób Halter zdołał zorganizować przeniesienie dziecka do Poznania. W tym czasie Halter skierowany został do innego obozu pracy przymusowej, zlokalizowanego w budynku Szkoły Powszechnej na Junikowie (obecnie siedziba Liceum Plastycznego). Budynek szkolny służył najpierw za miejsce odosobnienia jeńców wojennych, przede wszystkim żołnierzy brytyjskich. W maju 1941 r. jeńcy zostali wywiezieni, a ich miejsce zajęli Żydzi. Janusz Przybysz ocenia, że dozór w obozie był „raczej tolerancyjny” i jego więźniowie mogli przebywać w ogrodzie znajdującym się przy budynku. Dzięki temu Halter miał podobno możliwość widywania córki. Obóz Posen-Lenzingen istniał do sierpnia 1943 r., kiedy go zamknięto, a więźniów wywieziono do KL Auschwitz. Nie wiadomo, czy wśród nich znajdował się Halter.
Debora Halter, nazywana Dorotą, przebywała w poznańskiej rodzinie do końca wojny. Jej przybrani rodzicie nie ukrywali jej; dziewczynka żyła jawnie. Bawiła się w ogrodzie z innymi dziećmi, również niemieckimi, odwiedzała krewnych i przyjaciół rodziny. Jej obecność nie wzbudziła w zasadzie żadnych podejrzeń, także ze strony Niemców, którzy mieszkali w sąsiednich domach. Jak zauważył Przybysz: „chyba właśnie ta paradoksalna sytuacja zdecydowała o powodzeniu przedsięwzięcia”. Pisarz wspomina tylko o jednej groźnej sytuacji, kiedy to pod koniec wojny rodzina została zadenuncjowana przez znajomą Polkę. Szczęśliwie sprawa, na co zwraca uwagę autor, została zatuszowana przez policjanta (Austriaka) i nie miała poważniejszych reperkusji. To zaskakujące zachowanie funkcjonariusza pisarz tłumaczy zbliżającym się końcem wojny oraz próbą zdobycia sympatii miejscowej ludności po spodziewanym przejściu frontu. Co ciekawe, wspomniana Polka później utrzymywała przyjazne kontakty z rodziną. Jak relacjonuje dalej Przybysz, już po zakończeniu wojny rodzice rozważali możliwość adopcji i chrztu dziecka. Jednak wkrótce zgłosił się do nich krewny dziewczyny, który powrócił wraz z Wojskiem Polskim ze Związku Radzieckiego. Zebrał on Deborę do Izbicy, a następnie umieścił ją w „jakiejś organizacji żydowskiej” (być może sierocińcu) w Łodzi. Stamtąd dziewczyna, mimo starań Przybyszów, została przewieziona do Palestyny. Jej dalsze losy pozostają nieznane.
Analizując wspomnienia Janusza Przybysza warto zwrócić uwagę, iż fakt ukrywania dziewczynki w czasie okupacji był długo w rodzinie przemilczany. Ich heroiczny czyn znany był zaledwie kilku osobom. Nawet autor podkreśla, że „z jego dramatyzmu w pełni zdałem sobie sprawę wiele lat po wojnie”. Symptomatyczne jest także, iż ma on świadomość pewnej niezwykłości swojego zeznania. W jego końcowej części podaje nazwiska osób, które mogłyby potwierdzić relację. Wspomina również o fotografiach dziecka wykonanych w czasie pobytu Debory w Poznaniu, które są w jego posiadaniu.
Mimo to nasuwają się poważne wątpliwości związane z tymi wspomnieniami. Dotyczą one kilku kwestii. Po pierwsze, dużo niewiadomych zawiera opis przybycia dziecka, a już mało prawdopodobna wydaje się możliwość zorganizowania w 1940 r. przez Haltera – Żyda, pracownika przymusowego wykorzystywanego przez Niemców i będącego pod ich nadzorem – jakiegokolwiek transportu dziewczynki do Poznania. Po drugie, czy rzeczywiście Halter mógł swobodnie „zachodzić kilka razy” do polskiej rodziny i z nią rozmawiać? Nie jest to wykluczone, ponieważ takie sytuacje miały miejsce w tego typu obozach, należy jednak podejść do tej informacji z należytą ostrożnością. Niedowierzanie musi też budzić incydent z policjantem, który zignorował zgłoszoną mu sprawę i wręcz namawiał Polkę do niepodejmowania dalszych kroków przeciwko Przybyszom.
Wreszcie rodzi się pytanie, ile w przytoczonych wspomnieniach znajduje się bezpośrednich zapożyczeń z powieści Zapiski untermenscha. A może to właśnie ta powieść jest pierwszą, ujętą w ramy fikcji literackiej, wersją o ukrywaniu Debory Halter? Może wątpliwości związane z treścią wspomnień tłumaczyć można upływem czasu oraz faktem, iż Przybysz był świadkiem tych zdarzeń jako kilkunastoletni chłopak i mógł pewnych rzeczy wówczas nie rozumieć? Zapewne pytań jest jeszcze więcej. Raczej bezsporny jest fakt ukrywania przez rodzinę dziewczynki i uratowania jej od niechybnej śmierci. Jednak zarówno okoliczności tego wydarzenia, jak i treść wspomnień Janusza Przybysza wymagają dalszych badań.
„Z Archiwum Instytutu Zachodniego” jest internetową serią wydawniczą Instytutu Zachodniego. W jej ramach prezentowane są dokumenty i materiały pochodzące z bogatego zasobu Archiwum II Wojny Światowej IZ. Seria podzielona została na „Dokumenty” oraz „Materiały”.